Poranek, wilgotne powietrze, nawet trochę chłodno. Doświadczyłam powiewu rześkości, kiedy stanęłam na tarasie w skąpej koszulce, bez zarzuconego na plecy szlafroka. Przypuszczam, że w nocy przeszła burza. Nie słyszałam jej, może gdzieś obok padało. Wiatrak brzęczał, jak komar nad uchem, chłodził sypialnię.
Zawsze rano wychodzę na taras. Może nie w zimowe poranki, ale od wiosny aż do późnej jesieni. I sprawdzam temperaturę powietrza własnym ciałem, przewidując pogodę na nadchodzące kilka godzin. Metoda moja jest wiarygodna rzadko zawodzi. Zdarzają mi się pomyłki, ale to rzadkość i nikomu, nie szkodzą. Powieki mam ciężkie, wyjątkowa noc, zero koncentracji na sen. Kołdra zachęcająco woła mnie do siebie. Pachnie, jak maciejka wieczorową porą, kiedy zawieje wiatr, a ona cały swój zapach kieruje w moją stronę, jakby chciała podziękować mi za to, że daję jej pić, co wieczór po zachodzie słońca.
Jestem zdezorientowana. Nie wiem, co robić? Żal jest mi wschodzącego słońca i żal mi samej mnie…
Nie czas na sen poranek taki uroczy, ale ciało zmęczone domaga się odrobiny snu. Ciało nie chce ruszyć się z fotela. Umysł kusi mnie bym została. Muszę wybrać, nie potrafię się zdecydować. Pierwsze zadanie dzisiejszego dnia wykonane, dzieciaki już w szkole, ale lista nadal pełna…
Mam tyle pracy, i kompletnie nie mam pojęcia od czego zacząć? Myśli rozbiegane we wszystkie strony. Zrób to, zrób tamto! – krzyczą. Stawiam sobie pytanie. Co jest dziś ważne, co jest dla mnie priorytetem? Czego, nie mogę przegapić? Nie wiem. Dopada mnie pustka. Jest miliny priorytetów na świecie i dla każdego człowieka inny, który ma kluczowe znaczenie dla jego istnienia. Indywidualny dostosowany do potrzeb. To, co dla mnie niema znaczenia, dla kogoś innego będzie na wagę złota i na odwrót. Jednak zmęczenie bierze górę nade mną, nad moimi priorytetami dnia. Z miliardem myśli kładę się znowu do łóżka, zostawiając wszystko na później…